25 X 2007 r.
Służyć bez reszty Bogu… Służyć bez reszty człowiekowi…

Patrząc na wydarzenia ostatnich dni można krótko stwierdzić: „ale się porobiło”. Jedni z zaistniałej sytuacji się cieszą, drudzy, ukratkiem ocierają łzy porażki. Ktoś inny liczy ostanie pieniądze, aby pospłacać zaciągnięte pożyczki…

Jednym słowem – nowa rzeczywistość. Szuka się winnych, analizuje się całe procesy.

Na to wszystko trzeba popatrzeć jednak z trochę innej perspektywy. Człowiek wiary w tym wszystkim nie będzie się załamywał, nie będzie w nieskończoność roztrząsać tego, co zaszło. Twardo stąpając po ziemi zajmie się dniem codziennym i z nadzieją będzie patrzył na przyszłość. Całego siebie: swoje talenty i drzemiący w nim potencjał zaangażuje w przeżywanie codzienności według zamysłu Bożej Mądrości. Odda się na służbę: Bogu i drugiemu człowiekowi. Kierując się taką zasadą, nie pogubi się na ścieżkach codzienności. Swój urząd, funkcję społeczną, polityczną, czy tą konkretną, którą spełnia – będzie przeżywać jako szczególną okazję do służby.

Uczyńmy wszystko, co możliwe z naszej strony, aby poczynając od swojego osobistego podwórka, a na „dziedzińcach możnych tego świata kończąc”, aby każdy z nas w tym, co robi, co jest prozą jego życia: służył bez reszty Bogu… służył bez reszty człowiekowi…

PS. Odpocząłem przez tych dni kilka, ale teraz „fura roboty leży koło biurka w biurze. Jakoś to mam nadzieję, że nadrobię. A jako odpoczynek od cyferek i faktur – sięgam do materiałów na zajęcia. W najbliższy weekend – pierwsze „kejsy ;-)”


19 X 2007 r.
Nie siłą, nie mocą naszą…

Kilka dni zapowiada się z dala od komputera, a bliżej wykładów i wszystkiego, co się ze studiami wiąże. Dlatego już dziś, postaram się słów kilka napisać, tak pod kontem niedzielnego kazania.

Liturgia przybliży nam opowieść o w o wdowie, która naprzykrzała się sędziemu, prosząc go o obronę przed przeciwnikiem. Bardzo łatwo zauważyć konfrontację dwóch światów: ona biedna, bez pieniędzy na adwokata. On sędzia jest zapatrzony w siebie. Nikogo się nie boi, nawet Boga. Nie liczy się z nikim. Jeszcze jedno konfrontujące zestawienie: ona nieustępliwa w swoich prośbach, on ustępujący dla świętego spokoju.

Spróbuj zobaczyć tych bohaterów w świetle pierwszego czytania, które mówi o bitwie pod Refidim. Jozue wraz z wojownikami toczy walkę z Amalekitami. Mojżesz w tym czasie modli się na górze, wznosząc swe ręce do nieba. „Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita” – czytamy Księga Wyjścia. Ostatecznie Izraelici wygrali.

Nie sam Jozue pokonał wroga ani nie samą modlitwą dokonało się zwycięstwo. Stało się to dzięki wytrwałej modlitwie Mojżesza wspierającego męstwo żołnierzy.

Możemy zatem skonfrontować samowystarczalnego sędziego i ubogą wdowę ze sposobem naszego podchodzenia do rzeczywistości. Czasem zachowujemy się jak sędzia, zadufani w sobie, pewni swego. Wiemy w jaki sposób, zawsze wyjść z opresji obronną ręką.

Ale… wtedy, gdy sytuacja nas przerasta… Stajemy się jak potrzebująca pomocy wdowa, która wie, że własnymi siłami nie może „uczynić jednego włosa na swojej głowie białym lub czarnym”.

Jakie więc może być moje postanowienie?

Połączyć ciężki wysiłek pracy, błyskotliwej inteligencji i zaradnej przedsiębiorczości z codziennym, żmudnym, czasem nieporadnym trwaniem przed Bogiem na modlitwie. To nie muszą być alternatywne sposoby działania, ale dwa oblicza tego samego pragnienia. Silny Jozue zwyciężył dzięki modlitwie słabego Mojżesza. Bezbronna wdowa została uratowana dzięki wsparciu silnego sędziego.

PS. Może dzięki temu lepiej teraz rozumie moją posługę Ekonoma: zaufanie i zawierzenie Panu Bogu, ale i studia marketingu i zarządzania. ;-) Coś z Mojżesza i coś z Jozuego…


18 X 2007 r.
Przygoda za przygodą…

Zbieram siły po ostatnich wyjazdach i tym wszystkim, co tam się przydarzyło. Złośliwość przedmiotów z jednej strony a z drugiej życzliwość ludzi dobrej woli.

Człowiek ciągle się uczy. Już teraz wie, co to jest assistance 24, szczególnie jak to jest w obcym państwie, co może nagle przydarzyć się w czasie jazdy na autostradzie. Cierpliwości trzeba się uczyć, a z drugiej strony ciągle coś nowego poznaje. Oby tak dalej ;-)

Jaki będzie tego finał? Najbliższe dni pokażą.

Czeka mnie za kilka dni znowu kilka godzin za kierownicą. Nie tracę nadziei, że wszystko będzie z nim OK. A finałem tego wyjazdu ma być kilka dni odpoczynku. Niech się to wszystko dobrze poukłada.

Tak trochę z innej strony…
Jesienne dolegliwości zaczynają dawać o sobie znać. Powalczymy z nimi, a szczepionka powinna tym swoje trzy grosze zrobić.

Pozdrowienia dla wszystkich zaglądających na te moje strony.


13 X 2007 r.
Bez fajerwerków…

Jutrzejsza liturgia słowa w przybliża bardzo ciekawą opowieść o uzdrowieniu chorego na trąd wojownika Naamana. Samo uzdrowienie, tak barwnie opowiedziane w Biblii, jest pominięte w niedzielnej liturgii słowa. Warto do niego zaglądnąć, proponuję więc lekturę całego rozdziału (2 Krl 5.

Jesteśmy świadkami spotkania wodza syryjskiego z prorokiem Elizeuszem już po uzdrowieniu. Warto jednak przypomnieć, co zdarzyło się wcześniej. Naaman zachorował na trąd i przybył do proroka Elizeusza. Chciał, aby go uzdrowił. Prorok, jak możemy się o tym przekonać po lekturze pierwszych wersów, zupełnie nie docenił przybycia ważnego gościa. Nie tylko nie raczył spotkać się osobiście, ale przez posłańca kazał mu się siedem razy zanurzyć w rzece Jordan. Reakcja wodza jest bardzo zabawna ale i pouczająca. Czy Abana i Parpar, pyta Naaman rozczarowany widokiem leniwie płynącego Jordanu, nie są lepsze niż wszystkie wody Izraela? Czy nie mogłem w nich się wykąpać i zostać oczyszczony? Myślałem, powiada Naaman, że prorok wyjdzie, uczyni jakiś znak, wezwie imienia Pana, że dokona czegoś niezwykłego! Taka podróż, tyle wysiłku, tyle poniesionych kosztów, taki zawód, myśli Naaman.

Na szczęście znalazł się rozsądny sługa, który umiał przemówić wojownikowi syryjskiemu do rozumu. Gdyby prorok kazał ci zrobić coś niezwykłego, przekonuje sługa, to byś to wykonał. Dlaczego więc nie chcesz zrobić rzeczy prostej? – pyta. I Naaman posłuchał sługi.

Pan Bóg działa w naszym życiu przez sprawy zwyczajne i za pomocą zdarzeń, które wcale nie kojarzą się nam z czymś niecodziennym i nadprzyrodzonym. Przez zdarzenia nieefektowne, przez splot zdarzeń zawierający wątki zabawne, takie na pierwszy rzut oka nic nie znaczące.

Czasem ludzie mnie pytają: Czy jest Bóg, czy można to udowodnić? Co mam zrobić, aby uwierzyć? Jak spotkać Boga? I tych pytań jest nieskończona ilość.

Zauważam, że trudno odpowiedzieć na te pytania w taki sposób, aby każdy dał się przekonać. Nie chodzi o przekazanie teoretycznej wiedzy, ale o doprowadzenie człowieka do jego osobistego doświadczenia, do jego osobistego spotkania z Bogiem, chodzi o to aby pokonał odległość pomiędzy tym, co ma w swojej głowie, co wie, a tym co ma w swoim sercu, co czuje, co doświadcza w swoim wnętrzu. Czasem brak argumentów. Co wówczas staram się podpowiedzieć? Idź do kościoła na Mszę Świętą, pomódl się z wiarą (choć jedno Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo.. jak nie masz czasu na więcej), poczytaj Pismo Święte, zrób coś dobrego w życiu.

Może to nie jest efektowne, może to nie coś na pokaz, może rzeki Damaszku na pierwszy rzut oka wyglądają lepiej, ale jeśli Naaman został uzdrowiony, to może i każdy z nas dostąpi jakiejś łaski?

Tak ufam i mocno wierzę ;-)


10 X 2007 r.
Jak to jest z moim oddychaniem?

Postawić sobie dziś trzeba takie pytanie: co gwarantuje moje życie fizyczne, bez czego ona może się bardzo szybko skończyć?

Wśród wielu odpowiedzi, padnie pewnie i ta: „trzeba oddychać, aby żyć”. Zgadzam się, bo przecież jak wstrzymam oddech chociaż na kilka sekund, mogę stracić przytomność, a jak potrwa to nieco dłużej – mogę stracić i życie…

Przenieśmy to na perspektywę wiary i tutaj poszukajmy czegoś, co będzie gwarantować, co będzie zapewniać nasze duchowe życie…

Padną różne odpowiedzi. Padnie i ta, która stwierdzi: „modlitwa jest oddechem dla naszej duszy”.

Powracając do naszych obserwacji z naszej codzienności, przenosząc to na płaszczyznę wiary, już łatwo dostrzec znaczenie modlitwy, po co ona jest potrzebna: będzie byłe jak, nieregularna – to taka duchowa „zadyszka” jest murowana, braknie jej w jakimś okresie – śmierć zacznie zbierać swoje żniwo.

Postawię więc jeszcze raz to pytanie: jak to jest z moim oddychaniem? i popatrzę na moją postawę codziennej modlitwy…

PS. Tak na dobranoc dla tych, co udają się właśnie na spoczynek


6 X 2007 r.
Niewielka, ale aby była.

Jutrzejsza Ewangelia w taki obrazowy sposób postawi każdemu z nas pytanie: jak jest Twoja wiara? Czy choć taka jak najmniejsze ziarenka gorczycy (ziarenko maku – to i tak kolos ;-) ). Pytanie także o to, co robię z tym darem, który zapoczątkował we mnie przyjęty Chrzest święty?

Ziarenko gorczycy urosło do rozmiarów drzewa, w którym ptaki znajdują miejsce na założenie swoich gniazd. A u mnie? Znowu trudne pytanie, co u mnie? Rzeczywistość, która mnie otacza próbuje odpowiedzieć na pytania, które się we mnie rodzą: pytania o sens, o cierpienie, o szczęście. Zauważam jednak, że to nie daje poczucia bezpieczeństwa, to nie jest 100% odpowiedź ma nie.

A z perspektywy wiary… a to już wygląda inaczej. Tyle tylko, że ta perspektywa nie pozwala mi trwać w bezczynności, nie pozwala pozostawiać wielu spraw codziennego życia o tak sobie.

Daj mi Panie łaskę wiary, choć takiej jak najmniejsze ziarenko gorczycy, daj mi siły z takiej perspektywy patrzeć na rzeczywistość mojego życia, powołania, codziennych obowiązków. Nie pozwalaj mi trwać w bezczynności, ale „ciągnij ze wszystkich sił” ku przemianie, ku wzrostowi, ku nawróceniu.

PS. Patrz – GALERIA – zdjęcia z dzisiejszego popołudnia.


03 X 2007 r.
Bardzo pracowity czas...

Jak to na warsztatach bywa, czas intensywnej pracy. Burza mózgów, kartki papieru, szybkie notatki, a potem dyskusja nad tym wszystkim. To, co zostało wypracowane pomoże w lepszym prowadzeniu misji i rekolekcji. Nie brakło okazji do wymiany doświadczeń. Młodszy od starszego i starszy od młodszego jak chciał - mógł się czegoś nauczyć.

Zmieścił się tylko jeden spacer po najbliższej okolicy. Pięknie i kolorowo, tak bardzo jesiennie. (Do zobaczenia dla chętnych w galerii :-)


01 X 2007 r.
Wyjechany na formację...

Kilka dni w Zakopanym, gdzie będę się formował jako misjorza i rekolekcjonista. Do usłyszenia i popisania za jakieś 4 dni.


Powrót do "alablog"